Wiele dziewczyn/kobiet decyduje się na ćwiczenia nie dlatego, że chcą schudnąć. Zależy im na poprawieniu wyglądu ciała, a po dokładniejszym wywiadzie okazuje się, że problemem nie są proporcje sylwetki (choć tutaj każda z nas zawsze znajdzie coś nad czym można popracować), a jakość skóry. Brakuje jej jędrności, nie jest napięta. Należy zdać sobie sprawę z tego, że mięśnie to jedno, a skóra drugie. Ćwiczenia wpływają na ogólne polepszenie wyglądu, ale zniszczenia, poparzenia, starzenie spowodowane nadmiernym opalaniem się są nie do przeskoczenia. Większość zapytanych pań powie, że chronią skórę wysokimi filtrami, a jeśli rozejrzycie się w drogerii to zauważycie, że z półek znikają głównie 6-ki, no może 12-ki, czyli preparaty chroniące bardziej przed wyrzutami sumienia, niż szkodliwym wpływem promieni słonecznych.
Na szczęście świadomość dotycząca konsekwencji nadmiernego opalania jest coraz większa, ale i tak niektórym z nas ciężko pożegnać się z leżakowaniem na wakacjach. Wyznacznikiem udanego urlopu jest kolor opalenizny. "Nie było pogody? Nie opaliłaś się!" Norma. Prawda? ;)
Młodsza już nie będę. Wiem, że moja skóra wyglądała by lepiej, gdybym od zawsze rozsądniej podchodziła do opalania się. Nadal zdarza mi się poleżeć, ale wakacyjny kolor ciała zawdzięczam samoopalaczowi. Pisałam o nim pewnie ze trzy lata temu na blogu i ciągle jestem mu wierna, bo nie zdarzyło mi się zrobić nim smug. Dobry peeling, trochę oliwki na kolanka i opalenizna gotowa. Potrzeba trochę czasu, wprawy, ale warto zastosować tą alternatywę.
Jeśli jeszcze nie jest zbyt późno to apeluję - dbajcie o skórę, bo nic nie cofnie zniszczeń . Nie ma takich ćwiczeń i treningów, a tematu czerniaka nawet nie zacznę rozdrapywać!